sobota, 31 sierpnia 2013

Recenzja "Nano"

źródło: merlin.pl
Mikro... Nano czyli 10 do -9. Na co dzień w moim świecie wszystko kończy się na mikro. Jednak świat może być jeszcze mniejszy i bardziej niebezpieczny, takie wnioski wyciągnęłam z lektury nowego thrilleru medycznego autorstwa Robina Cook'a pt. "Nano". Książka miała premierę w kwietniu, więc całkiem niedawno, ale kupiłam ją i przeczytałam później , bo wcześniej czytałam "Ołowiany świt" :) Bałam się zaczynać ten gatunek, bo nie lubię jak ktoś przesadza z makabrycznymi opisami i historiami z piekła rodem, ale tu miło się rozczarowałam.
Cała akcja rozgrywa się w Kolorado, gdzie po analizie większość amerykańskich powieści można uznać, ze wszystko co złe i tajemnicze znalazło swój dom. Trafia tam studentka medycyny Pia Grazdani z "Polisy śmierci" i rozpoczyna pracę w "Nano" jest to instytut badań. Jej szefem jest potentat finansowy i kobieciarz, który nie cofnie się przed niczym by osiągnąć sukces. Pia jest zafascynowana swoją pracą, aż do momentu, gdy znajduje człowieka w stroju Nano, który po nagłej utracie przytomności zostaje wykradnięty ze szpitala przez pracowników jej firmy, a cała sprawa ma być zatuszowana. Pia nie daje za wygraną i powoli odkrywa mroczną tajemnicę firmy i ukryty cel swoich badań.
Do książki zabierałam się "na dwa razy" najpierw zaraz po "Ołowianym świcie" , a potem po pewnej przerwie, ja stwierdziłam, że brak mi z powodu wakacji laboratoriów i eksperymentów. Thriller medyczny to specyficzny gatunek. Można sprawić zarówno, ze czytelnik się zainteresuje i przerazi, jak i , że przestanie jeść na tydzień. Robin Cook jest znany szerszej publiczności jako autor kultowej "Comy" , na podstawie której powstał film. W tedy przerażała, bo pokazywała , ze transplantologia może też nieść poważne zagrożenia. Dziś w erze nanotechnologii "Nano" również porusza temat zagrożeń i braku kontroli, wspomina o tym nawet jedne z bohaterów, który pyta Pia wprost, czy ktoś ma nadzór nad tym całym biznesem.Nie ma w tej książce przesady po prostu jest zbudowana historia na podstawie tego jednego pytania i hipotezy co by się mogło zdarzyć, gdyby... Oczywiście w powieści walczą ze sobą dwa narody, których osiągnięć najbardziej się boimy czyli Chińczycy i Amrykanie. W książce mamy też jeszcze jeden motyw, który warto zauważyć. Szef Pia jest kobieciarzem i to właśnie koniec końców przez nie jego plany legną w gruzach i traci firmę. Ambitnych kobiet w  Nano nie brakuje, oprócz Pia, jest tam jeszcze Whitney Jones i szefowa Pia. Głowna bohaterka jest bardzo dociekliwa i sprytna oraz zaangażowana w pracę i umie walczyć o swoje. Nie poddaje się łatwo. Autor na każdym kroku przypomina nam o tym poprzez wypowiedzi jej przyjaciół i bliskich.
"Nano" trzyma w napięciu i nie zwalnia tempa, rozdziały są krótkie, ale pełne akcji. Czasami skaczemy z jednej lokalizacji w drugą. Mimo iż jest to thriller medyczny nie trzeba go czytać ze stosem encyklopedii, daje się wyczuć, że osoba, która go pisała zna się na rzeczy i urazy są opisane dość precyzyjnie (autor jest z wykształcenia lekarzem), ale nie ma się ochoty rzucić książka i stwierdzić, że jest się zmęczonym domyślaniem. Nie zdarzyło mi się przerzucać kartki z powodu nudy, ani tez mieć problemy z powrotem do akcji, gdy przerywałam czytanie. Dla osób, które czytały "Polise śmierci" nadmienię, że oprócz samej głównej bohaterki i jej przyjaciela wraca jeszcze jedna postać, jednak Ci , którzy tak jak ja weszli w "Nano" bez przygotowania mogę śmiało uspokoić, że powieść można czytać jako osobną książkę, a nie tylko kontynuację. Zakończenie mnie zaskoczyło i przeraziło, nie tego się spodziewałam. To wielki plus dla powieści, ponieważ z racji oglądania dużej ilości kryminałów wszelkiej maści i czytania, zauważam podobieństwa, albo nawet mam przykre wrażenie, że wiem, jak to się skończy.
Podchodziłam do tej książki trochę jak pies do jeża. Miałam ochotę poznać bliżej ten gatunek, ale z drugiej strony bałam się "mastertonizmu" , czyli nadmiaru krwi, okropieństw, obrzydlistw i wynaturzenia. "Nano" jednak jest sterylne i mroczne. Porusza i wywołuje strach , a wszystko zaczyna się się od jednego pytania "Czy ktoś kontroluje to do czego wykorzystywana jest nauka?" . Polecam, a z ciekawości chyba sięgnę po "Comę" , bo film był dobry :)
tytuł: "Nano"
autor: Robin Cook
wydawnictwo i rok wydania: Rebis 2013 (dodruk) wydanie I
cena: 34,90
oprawa: miękka
ilość stron: 472

       

czwartek, 29 sierpnia 2013

Bez polityki?

Osobiście nie sympatyzuję ani z prawą, ani z lewą stroną, a partia środka jeszcze nie powstała. Jako osoba niepolityczna jak ognia unikam wszelkich komisji, posiedzeń i ogólnych wiadomości z przybytku zwanego sejmem. Jak na razie wydawało mi się, że w walce Emilia vs. Telepolityka to ja wygrywam. Bzdura! Przegrywam... Zawsze powtarzam sobie, przeczekam czas spotów, przeczekam wybory i będzie można normalnie pooglądać. Ucieszyłam sie nawet jak gdzieś wśród urywków przełączanych kanałów usłyszałam, że któraś tam partia ich nie chce. Niestety spoty są, dalej jestem raczona różnymi piosenkami, lodówkami, parami kupującymi dywan i hasłami o niczym. Znowu chce mi się śmiać jak widze taką słabą propagandę i atakowanie jednych przez drugich. Wybory mają swoje prawa, jednak ostatnio mam wrażenie,że w TV trwają one przez całe lata. Opozycja atakuje partię rządzącą, a partia rządząca opozycję oraz przekonuje nas wyborców byśmy ponownie na nich głosowali. Przełączam spoty i wiadomości przechodzę na seriale. Polskie seriale, albo bardziej amerykańskie od amerykanów, albo świętsze od Watykanu. Nie ważne, oglądamy. Znowu ona! Znowu polityka! Rodzinie V żyję się cudownie , bo w Polsce taki dobrobyt, rodzinie z innego kanału żyje się gorzej, bo mają syna geja, a tu jest nietolerancja. Na jednym kanale ludzie przeżywają sukcesy zawodowe i mają mieszkania jak z żurnali, na kolejnym na siłę są gorliwymi katolikami, wychowują dzieci w pokorze i każą im być skromnymi. Coś mi to znowu polityką trąca. Chyba jedyny obiektywny serial to kultowe „Trudne Sprawy". Idziemy dalej, kanał tematyczny, taki kobiecy np. o szminkach itd. Znowu ona! W programie o hitach popkultury motywy polityczne. Nie wiem już który kanał włączyć .TVP? Nie, bo to telewizja rządowa. TVN? Też nie, bo to ponoć tuba pewnej partii. Trwam? Nie, raczej podziękuję. To co ja mam oglądać!? Płacę abonament za radio i telewizję, nie za spoty partyjne.

Dołączam do tych 2,3% Polaków, którzy nie oglądają telewizji. Radio jaki to ostoja spokoju. Nie muszę patrzeć, wystarczy słuchać. Miła muzyka i... wiadomości polityczne! Przerzucam stację, posłucham sobie dobrej polskiej i niestety coraz częściej politycznej muzyki. Niestety zauważyłam przykry trend. Artysta X, który nagrywa słabe piosenki, albo od paru lat nie pokazuje się na scenie, ma bardzo dużo do powiedzenia w kwestiach politycznych. Nie polega to tylko i wyłącznie na np. napisaniu muzyki do spotu. Wypowiada sie zawsze jak rasowy polityk. Cóż to przykre czytać o tym jak osoba, którą kiedyś się szanowało dziś ustawia się w roli „ścierki do podłogi" w siedzibie jakiejś partii. Zazwyczaj taki artysta nie jest wciągany potem na listy wyborcze, on ma po prostu wykrzykiwać ze sceny hasełka polityczne. Teraz tylu artystów włącza się w kampanie, że chyba podziękuję za taką muzykę. Dla mnie artysta powinien być apolityczny, dlatego, że np. jest idolem dla wielu młodych ludzi i może im przez swoje politykowanie zaszczepić miłość do jakiegoś ugrupowania, a od tego chyba raczej są partyjne młodzieżówki. Cóż radio się sprzedało, pora na gazety ....

Może tutaj odpocznę od polityki, oby.. Siadamy do lektury. Wyrzucamy w każdej gazecie po głównej stronie, bo tam jest prawie zawsze polityka, no może w Fakcie zostawię, bo tam czasem piszą „takie mądre rzeczy" o zabójczych grzybach itp. Z gazet lokalnych wyrzucamy informacje o różnych sporach, bo tak naprawdę one są też sterowane politycznie. Zostaje zdrowie, uroda, nekrologi. Chwila nekrologi też wyrzucamy, bo może umarł ktoś, kto sympatyzował nie z tą partią co trzeba. Dalej ogłoszenia matrymonialne, ok zostają i sport... Co zrobić ze sportem? Polski sport to raczej polityka sportowa. Afera z kibicami – zagrywka polityczna. Żużel- tu też polityka. Resztki piłki nożnej, które czasem mają przebłyski- też polityczne. To o czym poczytam? Został mi taniec sportowy, brydż i szachy. To się naczytam strasznie. Nawet w czasopismach tematycznych jest ta znienawidzona przeze mnie polityka. Czasopisma muzyczne- muzyko politycy. Czasopisma dla kobiet- albo propaganda sukcesu, albo propagowanie wolnych związków, albo uczenie o tym, że bycie matką i żoną to najlepsza rzecz w świecie. Czym to trąca? Konserwatyzm czytaj prawica, wolne związki itp. czytaj lewica. Może w „Disney i ja" będzie coś dla mnie? A może Kubuś Puchatek już też nie słuszny jak Teletubisie?

Jest w telewizji, jest w radiu jest w gazetach, ona polityka. Już nigdzie się bez niej nie ruszę. Zawsze będzie ze mną. Zdominowała imprezy kulturalne, czas wolny, ubiór czego jeszcze chce? Podświadomie każdy z nas jest bombardowany krypto polityką. Głupi serial ma nawet znamiona polityczne. Cóż juz niedługo schowam się przed tym wszystkim w szkole. Na szczęście moja szkoła, chyba jako jedna z niewielu jest apolityczna. Na szczęście! Każdy przedmiot daje preteksty do rozmów o polityce. Religia – rozdział państwa i kościoła. Biologia- ochrona życia poczętego. Historia- powstanie warszawskie i solidarność. Język polski- literatura polityczna. Języki – stosunki miedzy narodowe. Współczuje moim kolegą i koleżanką ze szkół, gdzie nauczyciele to rasowi politycy, bo im zostaje chyba tylko stuprocentowo apolityczny WF. W Polsce nie da sie być apolitycznym, bo każdy Polak to świetny polityk, który przemawia na bardzo ważne tematy w domu na kanapie i musi go słuchać jego elektorat czyli rodzina.

Nowy design bloga

Blog trochę uległ zmianie. Nowy pasek i nowość zakładki. Stary pasek nieco mi się opatrzył i bł zbyt pstrokaty, więc pobawiłam sie w grafika komputerowego ;) Nowy trampkowy styl , bo w życie trzeba iść odważnie bez ostrzeżeń! Przy okazji w nikczemnych planach są jeszcze potencjalne vlepy :)Słynne trampki pochodża z H&M i będą się przewijały w róznych odsłonach i kolorach :)


Zdradzę , że w planach był bardziej mimalistyczny design, ale był zbyt kulinarny ;)


środa, 28 sierpnia 2013

Zakupy z przypadku ;)

Podobno nic nie zdarza się przypadkiem. Ups aj, znowu coś kupiłam ;) Nie wiem jak to jest już w końcu z tymi przypadkami, czy są czy nie, ale wiem, ze świadomie znowu poszłam do second handu ;) Ten, który odwiedziłam teraz odwiedziłam jest troche jak z filmu, jest tam wszystko nawet stare aparaty.
Ogólnie to szukałam i znalazłam sweter. Potrzebny mi jest to rozpoczęcia niecnego planu szycia torebki ze swetra. Ten co kupiłam jest za fajny by bo ciąć i kaleczyć. Żółty, trochę krótszy z H&M. Nie mam fioła na punkcie marek, ale lubię tą sieć. 
To tak na prawdę tania szwedzka sieciówka , więc nie rozumiem czemu na większości blogów stała się taka elitarna. Fakt, ze te rzeczy są bardzo solidne. Ten sweterek kupiłam na wagę , zapłaciłam 9zł. Psuje do spódnicy i do spodni, plus ta słodka kokardka. Zwracam uwagę na takie detale. No czy nie szkoda go ciąć? :) Docelowo plan jest taki: kupić tani sweterek dziecięcy, do tego chustka na podszewkę i korale jako rączka. Widziałam kiedyś swetrową torbę w sklepie, ale była dość droga , poza tym to zabawa zrobić coś samemu ;) znalazłam takie coś http://www.seweasy.ie/diy/32-free-bag-patterns na pewno któryś wybiorę, zawsze mogę zajrzeć też na http://www.craftster.org/




Mała eseczka, lekko opięta , ale ładnie leży. Teraz jest w praniu i "konserwacji" stała procedura po zakupach w ciucholandach.

Kolejna rzecz z tego samego ciucholandu to pasek. Uwielbiam motyw brytyjskiej flagi, po royal baby jest go wszędzie pełno. pasek też dość mały, ale dopina śie ładnie na biodrach :) Mam jeszcze top z wyszytą cekinami flagą i torebkę, a planuję kupić jeszcze trampki :) To taki pasek nie pasek, bo nic nie przytrzyma, ale może podkreśli ;)
London calling :)Edit: kupiłam owe trampki, póki jeszcze trwa hossa na moim koncie ;) Nie były zbyt drogie, plus założyłam karte stałego klienta w CCC, licze na rabaty ;)









Wszyscy teraz kochają Wielką Brytanię i monarchię. Ja mam swoją małą ojczyznę i dzięki nowym pamiątką mogę ją też kochać, a co ;) W galerii pro arte na rynku nabyłam dwie przypinki i vlepkę, która trafi na mój segregator na studiach :) Why not? Nawet nie drogie , naklejka 6zł, a przypinki jakoś po 3,50. Skoro można kochać Nowy Jork, Paryż , Berlin to czemu nie Zieloną Górę? :) Teraz będę tropiła jeszcze I Love Szczecin i na segregatorze będą dwa domy :)    

Oprócz przypinek i naklejek można tez kupić torby i koszulki to absolutna nowość :)

wtorek, 27 sierpnia 2013

Busker Bus!

A cóż to takiego? Festiwal, ale nietypowy, bo organizowany w kilku miastach, jednym z jego przystanków jest zielonogórski deptak. Jaki to festiwal? Nietypowy, bo poświęcony sztuce ulicznej, ale nie tej wizualnej tj. plakaty, vlepy, a tej teatralno- muzycznej. Idea zrodziła się w 1997 roku w głowie człowieka orkiestry Romualda Popłonyka.Festiwal trwa 2 tygodnie i odbywa się w kilku miastach to swoiste tournee. Mottem festiwalu jest wiersz noblisty Rabindranath Tagore- "Najwyższa cena". Na rynku rozstawione są przystanki do których mozemy sie udac w celu zobaczenia małych wystepów. Są to artyści wysokiej klasy, często można nabyć ich płyty.
 "Szukam, kto by mnie kupił!« wołałem,
idąc rankiem po brukowanym gościńcu."






 Jazzowo- swingowy zespół z Francji Oum Tcha . Można kupić ich płytę w czasie festiwalu ;)
"Ukazał się król z mieczem w dłoni,
jadący na wozie bojowym.
Wziął mnie za rękę i rzekł:
»Kupię cię za swoją potęgę«.
Ale potęga jego była niczym i odjechał na swoim rydwanie."

Przy scenie Les Dudes. Sztuk-mistrzowie z Kanady. Wysepują dość często na ulicach http://www.youtube.com/watch?v=gmfnDZ9eqgQ
żonglerka, rower i dużo śmiechu ;)
"W upalne południe drzwi domów były szczelnie pozamykane.
Szedłem krzywym zaułkiem.
Wyszedł starzec z workiem złota.
Zastanowił się i powiedział:
»Kupię cię za pieniądze«.
Zaczął jedną po drugiej odważać swoje monety,
ale ja pokazałem mu plecy. "



 Tego artystę kojarzę z odsłon tej imprezy Philip Fairweather z Anglii i jego nietypowy sposób śpiewania rodem ze starych filmów. http://www.youtube.com/watch?v=pb65R0jBFZ0
"Nadszedł wieczór.
Żywopłot wokół ogrodu obsypany był kwieciem.
Wyszła piękna dziewczyna i powiedziała:
»Kupię cię za jeden uśmiech«.
Uśmiech jej zblakł i roztopił się we łzach,
i samotna odeszła na powrót w ciemność."


 Duet duńsko- meksykanski ;) Tu wraz z innymi uczestnikami http://www.youtube.com/watch?v=7g6pUxxbDdU

Duet z Węgier Cirkuszka. Mają własną stronę i bloga http://www.cirkuszka.com/   
a tu można ich posłuchać https://soundcloud.com/cirkuszka
Sama dałam się wciagnąc w zabawę i mam zdjecia na pamiątkę ;) Zresztą nie tylko mnie wciągnięto ;)

Ten artysta przedstawiał znane przeboje w wersji akustycznej , wiele z nich kojarze np. z imprez w klubach ;)
np. to http://www.youtube.com/watch?v=yyDUC1LUXSU
Uwielbiam ta piosenkę i byłam pod wrażeniem wykonania ;) Aż miło było patrzeć na to jak przechodnie "gibają" się w rytm gitary

"Słońce miotało na piasku
i fale morskie załamywały się kapryśnie wzdłuż brzegu.
Dziecko siedziało bawiąc się muszelkami.
Podniosło głowę, jak gdyby mnie rozpoznało i rzekło:
»Kupię cię za nic«.

Więc dla zabawy ugodziłem się z dzieckiem i stałem się przez to wolnym człowiekiem."



Artysta uliczny to na pewno człowiek wolny, który grai tworzy to co sam chce. Mam taki zwyczaj , ze jak mijam artystów ulicznych to jestem potem "goła bosa", bo każdemu chce rzucić jakiś datek. tak samo jak bym miała mnóstwo pieniędzy kupiła bym płytę każdego, no ale cóż. Na szczęście na imprezę jest wstęp wolny i jest dość spontaniczna. Artysty ulicznego nie da się kupić i przyczepić do jednego miasta, bo cała zabawa w tym, ze podróżuje i dzieli się swoją twórczością z innymi. Artystami możemy się cieszyć w dniach 27 , 28.08 , po godzinie 22:00 przenoszą się do festiwalowego klubu czyli Piekarni Cichej Kobiety.


niedziela, 25 sierpnia 2013

Rock Nocą i TSA

Festiwal Rock Nocą powoli staje się jedną z wizytówek Zielonej Góry. Na początku większość osób kojarzyła tylko finał jako jako jednodniowy koncert na rynku. Wcześniej odbywały się eliminacje, które mgliście i mało kto kojarzył, a gwiazdy wieczoru jakoś nie przyciągały zbyt szerokiej publiczności mimo iż byli to między innymi Farben Lehre czy Jelonek. Z czasem stwierdzam, ze festiwal się rozwija, w tym roku wprowadzono symboliczną opłatę 5zł by podnieść poziom bezpieczeństwa na imprezie. Jakoś przez tą kwotę nie zubożałam.
Dzień wczesniej gwiazdą wieczoru było KSU, które posłucham ok, ale mnie nie porusza jakoś specjalnie. Na drugi dzień TSA. Ten zespół już bardziej przypada mi do gustu.
Marek Piekarczyk
Legenda hard rocka założona w 1979 roku. Z czym mi się kojarzy ten zespół ? Zawsze z nocą. Czemu? Nie tylko przez mroczny klimat, ale też dlatego, ze kiedyś w czasie nocy filmowej w szkole dostałam od kolegi tabulaturę z rozpisanym wstępem do ich piosenki "51", to zawsze jest hit wśród początkujących gitarzystów , bo jest dość efektowny i w miarę łatwy do pojęcia. Jak oceniam całość koncertu? Sama atmosfera czyli rynek zielonogórski, który niestety czasem wieje nudą , bo jest pusty w nocy, robi wrażenie do tego fakt, że jest to część większego festiwalu. Panowie nie są najmłodsi, bo to jeden z nielicznych zespołów, który gra do dziś w pełnym składzie. Nie mają młodej "maskotki" dla fanek, która ma odwrócić uwagę od piwnych brzuchów i dość słabej kondycji. Andrzej Nowak i Marek Piekarczyk sami zabawiają publiczność. Skaczą , biegają i ogarniają całą scenę.    
Andrzej Nowak face to face ;)
Udało mi się zająć miejsce przy samiuteńkiej scenie i pooglądać zarówno sprzęt jak i zarówno kondycję muzyków. Stałam na tyle blisko, że gdy Andrzej Nowak wystrzelił ze sceny i zaczął biegać przy barierkach mogłam go nawet potargać za czuprynę. Podobał mi się tekst wygłoszony przez Marka Piekarczyka przed zagraniem "Alien", że jest to piosenka dla fanów, bo bez nich nie było by zespołu i to dla nich warto grać. Ogółem cały koncert dało się wyczuć ,że to muzycy są dla nas publiczności i nie ma różnicy czy to koncert za 5zł, czy w Sali Kongresowej za 100zł. To godne pochwały, bo jeszcze nadal istnieje moda "gwiazdorzenia". Co niestety dalej jest bardzo modne.
Stefan Machel natchniony ;)
Podobało mi się także, to że sam zespół nawiązywał kontakt z publicznością  i panował nad nią chociażby zabraniając wrzucania ludzi za barierki na takich koncertach nauczeni doświadczeniami z Rap Gra możemy się domyśleć , że na tak dużym koncercie bardzo łatwo jest podburzać tłum. Sam koncert trwał dość długo , bo ponad półtorej godziny, czyli nie było zasady tani koncert = krótki koncert. Na bis, oczywiście zagrali "Trzy zapałki", bez tego koncertu by nie było ;) Uwielbiam stać przy scenie, bo w tedy nie tylko lepiej słyszę i odbieram koncert , ale także mogę pooglądać sprzęt a szczególnie instrumenty, a te robią na mnie wielkie wrażenie. Ogółem uważam koncert za udany, bo TSA nie zawiodło i pokazało , że Heavy Metal Świat  dalej trwa.
Na pamiątkę fotka z instagrama z opaską pozwalającą chodzić po terenie festiwalu ;)Przy okazji tej imprezy znowu się dowiedziałam, że ze mnie dzieciak, bo tradycyjnie mnie pytają o dowód, ale ja się urodziłam na początku lat 90'! Mam dwie dziesiątki na karku :P Zdjęcia "zdziełano" małą cyfrówką ;)
TSA - 51
TSA - Trzy zapałki
TSA List
TSA - Alien

piątek, 23 sierpnia 2013

Wakacyjne listy


Zazwyczaj z okazji nowego roku mamy mnóstwo postanowień. "Przestane przeklinać", "Schudnę" itd. Jednak ostatnio wręcz lawinowo zasypujemy siebie postanowieniami, a dokładniej celami na wakacje. Część osób już kończy przerwę w edukacji (bu hahahaha jestem studentką mam jeszcze miesiąc, zawsze chciałam tak powiedzieć :P) , a część w ogóle przerwy takowej nie miała z racji pracy. Zauważyłam, że czasem i ja ulegam takim postanowieniom. W sumie nie wiem dlaczego, może to kwestia swoistej "manii prześladowczej" w każdej gazecie na każdym blogu czy stronie , jest tysiące takich mini list co zrobić w wakacje. Robimy listy, listy książek, piosenek, filmów, rzeczy, ciuchów i tak bez końca. A gdzie spontaniczność? Oto moja próba zastosowania się do takiej "listy" powstałej po analizie wakacyjnych porad z czasopism i blogów.
Ćwiczenia i kondycja. to jest na pierwszym miejscu zawsze. Ćwicz, odchudzaj się !! Staram się, ale swoją fitness przygodę zaczęłam jeszcze zimą. Mam płytę Chodakowskiej, ale jakoś częściej robię 10minutów z Mel B. Czy to daje efekty? Pracuje już od dawna to widzę postęp, ale jedno lato poprzedzone "dietą coca cola McKaczor" i potem tak zakończone w trakcie którego zakatujemy się programami ćwiczeniowymi nic nie da. Trzeba chcieć ćwiczyć i czuć z tego przyjemność, albo widzieć w tym jakiś cel. Na sporej ilości blogów widzę wakacyjną manię sportu. Żadna ze mnie akrobatka, bo nogi powinny być całkiem prosto. Mam piersi na nosie, haha. Świeca sprawia, że napływa mi krew do głowy i wychodzą z niej głupie myśli. Mam jeszcze ciężarki do ćwiczeń. Za pewne wszyscy fitness trenerzy widząc tą fotke łapią się za głowę, bo wygląda jak bym miała zaraz się obalić, ale spokojnie jestem stabilna jak Microsoft na giełdzie ;) Weź nogi do góry i odpłyń ;)

 
Obejrzę całego youtuba!  Tego nie da się zrobić , niestety nawet nie wiem ile tam tysięcy (miliardów) filmików jest. Od lat próbuje to zrobić :P Mimo iż nie obejrzałam wszystkiego to mam parę swoich letnich odkryć, oczywiście muzycznych ;) Cóż czasem przypadkiem gubię się na youtubie, z filmiku na filmik jestem coraz dalej i trafiam  na różne dziwaczne kawałki. Najczęściej szukam tam piosenek do mojej serii "Postcards from Wonderland". Nie mam w zwyczaju przesłuchiwać całych dyskografii, bo nigdzie nie ma napisane jak dotąd, ze nie mogę lubić jednej piosenki i może jak mnie zainteresuje poznawać całą dyskografię, nie jestem w tedy gorszą fanką niż inni. To taki Depechowy terror trochę, bo to fani tego zespołu kojarzą się z nadmiernym dzieleniem ta fanów bardziej i mniej zaangażowanych. Serfowałam spontanicznie po youtubie , a czasem kierowałam się linkami od innych. Mam parę swoich odkryć tego lata, które poznałam na własną drogę Playlista u góry została nieco wzbogacona, ale niektóre już niedługo chyba pogłębię ją jeszcze bardziej. Zapraszam na moją prywatną imprezę:
 
Kolejny niedorzeczny plan, który wykonuję od przypadku do przypadku to listy książek. Wakacje te najdłuższe to 3 miesiące, więc 100 książek jest raczej średnio wykonalnym celem. Chyba, ze ktoś na prawdę szybko czyta, lub udaje, że czyta. My Polacy ogółem zbytnio zaczytanym narodem nie jesteśmy, trzeba aż było tak ostrego hasła "Nie czytasz nie idę z Tobą do łóżka" by coś się ruszyło. Nie jesteśmy i nie udawajmy na siłe, że jest inaczej. Listy książek są bardzo modne, przeczytam "Dziennik Bridget Jones" i Tolkiena , a na końcu "Zbrodnię i karę". Tak często wyglądają te listy. Moja na te wakacje wyglądała bardzo ładnie, bo jej wcale nie było :P Przeczytałam do końca "Ołowiany Świt" dozowałam go sobie, bo bardzo mi się podobał, nawet zrecenzowałam tu na blogu , a teraz czytam bardzo powoli "Nano", a po co mi lista książek? Śmiem watpić w to, że, każdy kto choć raz miał tak wielką listę przeczytał ją całą w 2-3 miesiące, chyba, że to były książki z samymi obrazkami, albo przez ten czas wyłączył się i żył powietrzem.
Przeplatanka odkryciem z youtube ;) Empire of the Sun przypomina mi o kolejnym elemencie wakacyjnych list, którego też nie robię ;P
Nie zmuszam się do oglądania całych sezonów seriali, które były modne a mi uciekły. Dlaczego ta piosenka mi to przypomniała? Z uwagi na film o takim tytule, który należy do panteonu filmów, które trzeba obejrzeć. Warto go zobaczyć , bo na pewno wzbogaci nas bardziej niż obejrzany w to lato cały sezon "Gotowych na wszystko" czy "Seksu w Wielkim Mieście", który próbowałam oglądąc z marnym skutkiem, nie wszystko co się podoba innym musi też mi. Po co mam sie męczyć w wakacje. Lista filmów jest moim zdaniem bardziej wykonalna od listy książek, ale tez musi ona mieć jakiś sens, nie 100 książek 200 filmów, bo tyle to ja nawet na filmwebie nie oceniłam. Mam swój plan co chce obejrzeć w te wakacje, ale czasem plany swoje a telewizja swoje ;)  Czasem zdarza się, ze odkryjemy jakiś film przypadkiem i wszystkie inne idą w odstawkę. Nie jestem recenzentką filmową (na razie kto wie ;) ) i na razie nie muszę koniecznie oglądać wszystkiego na szybko. Taką mikrolistę zarys filmów do obejrzenia ok, ale nie swoistą play liste męki na cały żywot.   
Kolejny przerywnik ;)
Na koniec to co lubię najbardziej czyli lista rzeczy do zrobienia!
W te lato: zakocham się , nauczę chińskiego, objadę całą planetę! Hmmm to takie top plany z gazet i blogów. Czy da się zakochać na siłę? Wszystko się da! Instant love w opakowaniu: zdjęcie, magiczny proszek i instrukcja. Chiński w 3 dni! Rejs dookoła świata. Trzeba mieć marzenia i również mam takie mniej i bardziej wykonalne, ale te parę tygodni na wszystko nie wystarczy. Co ja z planowanych rzeczy zrobiłam w te wakacje? Właściwie nie mam planów, zrobiłam jedne najważniejszy odpoczęłam, zastanowiłam się nad sobą, z tych pomniejszych napisałam kilka notek na bloga, zrobiłam parę rzeczy, kupiłam kilka fajnych ciuchów, ale wszystko to powstało spontanicznie.
nastrojowo kwiaciarnia w Szwecji
Według porad powinniśmy także zrobić miliony zdjęć. Osobiście wolę zrobić 10, ale takich interesujących. Odpoczynek powinien być spontaniczny, nic na siłę. Listy to symbol pracoholizmu, plany trzeba mieć, ale trzeba tez je umieć modyfikować.  Kształtujmy sami siebie , a nie zamykajmy się w listy. Wolę , gdy ktos mi coś poleci, a nie przekaże wielką listę, która pewnie sam nie zrealizował.   

wtorek, 20 sierpnia 2013

Butelkowa rzeczywistość

0,8 centów odzyskane na mocy kwitu z automatu
Dziad ze szmatami i butelkami! Butelki dla pana menela! Zalążkiem mądrej ekologii było kiedyś popularne sprzedawanie butelek za kaucję. Co się z tym stało? Jak to wygląda za granicą i czy da się tak u nas?

„Dla mnie to menelstwo chodzić z butelką do sklepu „ - taką wypowiedź znalazłam na forum jednego z modnych, niekoniecznie wartych uwagi, portali młodzieżowych. Dlaczego menelstwo? Zazwyczaj oddawanie butelek kojarzy nam się z biednymi zbieraczami na wino. Cóż mnie zastanawia jednak dlaczego pozwalamy sobie wyrzucać nasze pieniądze i zarazem zaśmiecić nasze środowisko? Nie chcemy być tacy jak oni, mamy złe nawyki, skomplikowane prawo? Kiedyś również oddawanie butelek do sklepu kojarzyło mi się dość pejoratywnie, dopóki w czasie pobytu na Bornholmie zauważyłam jak chłopiec około 8 lat, dobrze ubrany zbierał sobie takie butelki. Nie wyglądał na biednego, po prostu to sposób na zarobienie drobnej sumy. Czemu dziecko w Danii nie wstydzi się tego robić, a w Polsce to oznaka biedy? Taka forma zdobycia drobnych pieniędzy to nie tylko domena krajów skandynawskich. Poza granicami naszego kraju już dawno obywatele wiedzą, że kupując napój płacimy także za opakowanie, które ma swoją cenę.
Jeszcze w gimnazjum podczas wymiany wraz z koleżankami nie mogłyśmy się nadziwić czemu nasze koleżanki z Niemiec zbierają plastikowe butelki po napojach. Z czasem pokazały nam, ze wyrzucając taką butelkę pozbywamy się np.20 centów. Dużo pieniędzy? W Polsce kaucją objęte są głównie butelki po alkoholu, czasami także po napojach np. oranżadzie.
U naszych sąsiadów zza Odry sprzedać możemy także opakowania PET, a nawet słoiki, czy puszki. Na paragonie ze sklepu znajdziemy słowo Pfand, które pokazuje ile zapłaciliśmy za takie opakowanie. Przy cenach produktów w marketach również znajduje się informacja o tym ile kosztuje dane opakowanie, za szklaną butelkę jest to czasem 8 centów czasem nawet 15, za plastikową do 25 centów. Zrobiłam swój własny test jak działa tamtejszy system kaucji za opakowania. W Polsce do zwrotu potrzebujemy paragon i niestety dobrą wole sprzedawcy. Nie ma ustawy, która nakazywała by nam pokazywać paragon przy zwrocie butelki. Nie musimy także zgodnie z prawem zwracać butelki tam gdzie kupiliśmy np. piwo Z, bo jeżeli sprzedawca ma je na sklepie musi przyjąć butelkę. Zgodnie z artykułem 14 ustawy o opakowaniach i odpadach opakowaniowych (DzU, 2001 r., nr 63, poz. 638, 2003 r., nr 7, poz. 78) jednostki handlu detalicznego, czyli po prostu sklepy, są obowiązane do przyjmowania zwracanych i na wymianę opakowań wielokrotnego użytku po produktach w takich opakowaniach, które znajdują się w ich ofercie handlowej.
Zakupiłam napój w szklanej butelce w markecie w Ahlbeck. Zachowałam paragon na wszelki wypadek, bo tam widniała informacja, ze butelka , którą zwracam ma kaucję (Pfand) 0,8 Euro. Wskazano mi automat, który przyjmuje opakowania, jest bardzo prosty w obsłudze. Odczekałam chwilę w kolejce, ponieważ jeszcze kilku klientów zwracało butelki. Wrzuciłam opakowanie do automatu maszyna sczytała kod i wydała karteczkę z informacją, że za kolejny napój zapłacę mniej o cenę butelki. W kasie podałam ten kwit i na paragonie jest wyraźna informacja, że kaucja została zwrócona. Prosto i szybko.
Ostatnio na jednym z portali przeczytałam, ze niedługo w Polsce mają również zostać opodatkowane butelki PET, ale musieli byśmy zapłacić więcej za opakowanie nawet o 50gr. To dużo, ale zakładając , że sok kosztuje 2,50 (w tym kaucja) to po zwrocie butelki w automacie zapłacimy już tylko 2zł , a środowisko nie będzie obciążone kolejnym śmieciem. W Niemczech natrafiłam nawet na wodę, która z kaucją kosztowała 0,25 centów, a cena butelki to 0,25 centów, czyli pijemy za darmo.
W jednym ze sklepów w Polsce , a dokładniej w sieci sklepów jest automat zbierający szklane butelki. Niestety jak już wcześniej pisałam jesteśmy oszukiwani w tej kwestii i jest na nim informacja, ze zwrot kaucji tylko po okazaniu dowodu zakupu. Czytałam także na jednym z forum opis niemiłych przygód pewnego obywatela z Poznania, który zwracając w nim swoje butelki musiał podpisać dwa druki na kartce A4 i iść do punktu obsługi klienta. Szkoda, że nie idziemy do przodu w tym kierunku. Prawo swoje, a my swoje. Takie niestety jest moje przykre wrażenie. „Butelko zwrotna wróć” taką akcję prowadzili swego czasu ekolodzy, prawo jest przychylne, ale nasze nastawienie nas samych już mniej. Szkoda, bo tak można nie tylko zyskać jako obrońca środowiska, ale tez ekonomicznie. Pewien szwed zbierał puszki i inwestował zarobione pieniądze na giełdzie, dziś jest milionerem. To historia dość abstrakcyjna, ale w Szwecji jak w wielu innych krajach Europy to nie wstyd tak „bawić się w menela”, na dzieci, które zbierają opakowania zwrotne a zarobione pieniądze wydają na batoniki mówi się żartobliwie „odkurzacze”. To właśnie w Szwecji funkcjonuje największa fabryka opakowań plastikowych i aluminiowych w Europie mieszcząca się w Norrköping . Tam sprzedawcy nie robią problemów ze zwrotem opakowań. System ten działa sprawnie już od wielu lat. Od 1884 roku są tam dostępne butelki z kaucją zwrotną.Szwedzi zwracają około 80% zakupionych butelek z czego aż ponad 90% jest recyklingowane. Jest to spektakularny wynik. W Polsce zwrotne butelki królowały w PRL, były to butelki nie tylko od piwa. Kiedy powrócą na rynek? Ostatnio Żywiec chwalił się nowymi zwrotnymi opakowaniami. Czy nie jest to jednak tylko kropla w morzu butelek bezzwrotnych?  „ Bo ja nie latam z butelkami do sklepu jak menel” - to kolejna wypowiedź z forum młodzieżowego. A ja chce latać jak menel z butelkami! Szkoda mi moich pieniędzy, by je od tak wyrzucić do kosza, a Tobie nie?

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Zakupowo

Wakacje to nie jest okres sprzyjający oszczędności. Tym razem zakupy w trzech walutach Euro, PLN i DKK. Jak głosi obiegowa opinia dla Polaków wszędzie drogo, to zależy w co się celuje ;) Zawsze jak jestem w Kopenhadze to trafiam na Strøget na którym w jedną stronę wszystko jest coraz tańsze w drugą coraz droższe.
Co ciekawe kochane przez nas sieciówki H&M czy Zara znajdują się w tańszej części, a ceny nieco odbiegają od tych w Polsce. Zawsze korzystam z okazji i wpadam do Zary, by ogarnąć kolekcje, które dopiero "przywędrują" do nas za parę miesięcy. Tym razem w oko wpadła mi koszulka Zara Trafaluc z nowej kolekcji. Cena nie tak źle 129 DKK, ale bardzo mi się podoba. To ciekawy motyw na koszulkę , odważny, bo swoich z rodzinnego albumy nikt nie waży się przerabiać, bo nie wypada. Tu pewnie jest to model wystylizowany na tą epoke, albo projektant był bardzo odważny, jest jeszcze wersja tej koszulki z kobietą. Jest to kolekcja zimowa 2013-2014 http://www.zara.com/dk/en/trf/t-shirts/t-shirt-with-graphic-print-c269214p1371511.html 

Kolejne nowości w szafie to buty. Letnie kozaczki to brzmi trochę jak oksymoron, ale są bardzo wygodne, lekkie i nie jest w nich gorąco. Zazwyczaj nie są zbyt tanie , bo w sieci Venezia kosztują ponad 400zł, czyli dużo za dużo, zważywszy na to, że nie mamy w PL takiego klimatu, który pozwalał by nam tak długo chodzić w butach z dziurkami. ja za swoje dałam 139zł nie dużo :) Pasują do wielu rzeczy i do tego wygodne. Stają się coraz popularniejsze, kupiłam ostatnie w rozmiarze 38. W trakcie mojego pobytu bardzo szybko zostały wysprzedane. Są ładnie wykonane, przy takiej sumie jak mi się "rozpodobają" to nie szkoda :) Podobno gwiazdy takie noszą , skoro gwiazdy mogą to czemu ja nie ? klik 
Kozaki w sklepie Prima Moda  , ceny nie zachwycają, więc tym bardziej się cieszę

Kolejne dwie rzeczy są z Niemiec dokładnie z Ahlbeck. Pamiątki z nad morza zazwyczaj charakteryzują się małą przydatnością i jak by to powiedzieć , są tandetne. Tym razem udało się mi znaleźć coś co ma
klimat i charakter. Dwa lampiony
ryba i słoń, bo rozgorzała dyskusja czy ma być jedno czy drugie, ja byłam za słoniem, mama za rybą , więc są oba. Ryba kojarzy mi się trochę z rzeźbami  Władysława Hasiora, co prawda nie jest mroczna i jest kolorowa, ale metal i te łuski. Trochę mroczne porównanie, ale zawsze rzeźba z metalu = skojarzenie z tymi rzeźbami.
Muszę jeszcze zrobić test jak prezentują się ze świeczkami w środku (edit). Test zrobiony z lawendowymi świeczkami, zdjęcia nie oddają efektu,a jest spektakularny. Lubię takie rzeczy, wiem, że kiedyś w nich utonę , ale czy ten słoń nie ma coś w sobie?
Kwejk, Kwejk! Świat oszalał na jego punkcie ostatnio, a dokładniej memów! Koszulki z memami widziałam też w Kopenhadze. Sprawiłam sobie już w PL taki kubek z ludkiem, który wypluwa płatki, czyli słynny Cereal guy. To jeden z popularniejszych memów. Co prawda serca podbija autoportret Joseph'a Ducreux'a , ale tym też można wyrazić mnóstwo emocji, są jeszcze przypinki, koszulki. Memy, ach memy

 http://fabrykamemow.pl/

Ot takie drobne rzeczy, a cieszą , w miedzy czasie zrobiłam jeszcze "napad" na sklep z tanią biżuterią, ale tam zwykle kupuje się coś za 5zł "do zdjęć". Na koniec zdjęcie z żaglówką jaką kupię jak zarobię czyli nie tak szybko ;)
 Tradycyjnie muzyka ;)
MACKLEMORE & RYAN LEWIS - THRIFT SHOP FEAT. WANZ
Tina Dickow - Copenhagen

niedziela, 18 sierpnia 2013

Vlepy z podróży!

Nie było mnie, bo mnie nie było. Taki fakt na początek. Malmo! Vlepki! Upolowane 4 , bardzo kolorowe i typowo reklamowe .
Dubkulture radio. Obstawiałam, że to stacja radiowa. Znalazlam ich profil na youtube, własciwie kanał. Reklamują się jako powiew alternatywy. Jest to alternatywna stacja bytująca tylko w internecie, szwedzka, reklamująca się za pomoca vlepek. Istnieje nawet blog o tej nazwie. Trip hop, jazz etc.  Audycje nagrywane w formie sessi/filmików trwają średnio po pół godziny. W samym Malmo odbył się nawet dubkulture event
http://dubkulture.blogspot.se/



Następne to reklama strony "Uzi Tube". To coś w stylu popularnego kwejka tyle, że z filmikami, mi przypomina trochę kultowe "Zgubiłem się na youtube" Podobno to ostatnia rzecz jaką zobaczę, niektóre filmiki sprawiają , że człowiek chce wstać krzyknąć "Co ja oglądam"  i iść dalej, podobnie jak kwejk. http://uzitube.com/




 Czym jest CMYK? To zestaw kolorów z których drukarze są w stanie wyczarowac inne. Cyjan, Magenta, Yellow, Black. Nie wiem czy to reklama firmy drukarskiej, ale sama vlepka jest spoko ;)



Zumiez to sklep z ciuchami i gadżetami. Skejciarskie jak to sie okresla takie rzeczy. Sporo mi sie podoba nawet :) vansy i te klimaty.
Sama vlepka podoba mi sie , bo jest dość pomysłowa http://www.zumiez.com/




Na koniec jak Szwecja to musi być Kent i Royskopp!
Kent - Ingenting 
Röyksopp - Remind Me
W Malmo mieszka Basshunter do którego miewam słabość , a szczególnie do piosenki Boten Anna ,bo jest tak bez sensu, że aż fajna