Czemu odczarować? Osobiście średnio lubię naleśniki na słodko, bo to tak nie wiadomo czy to obiad czy deser. Tak samo nie rozumiem wysokich cen za naleśniki w kawiarniach i restauracjach. Jak to się stało, że nauczyłam się je robić będąc zdeklarowaną "niegotującą"? Otóż tu mamy wpływ dwóch sprzeczności w moim życiu. Otóż nie lubiąc słodkich naleśników pewnego dnia jak na złość postanowiłam takie coś zjeść na obiad. Ruszyłam do sklepu X i moim oczom ukazało się jedynie popleśniałe coś. Złość mnie ogarnęła a zarazem do głowy przyszła jedna myśl. "To chyba nie może być takie trudne do zrobienia" Dziś na obiad zrobiłam naleśniki, ale nie słodkie tylko takie bardziej obiadowe.
Lista zakupów:
1 papryka
1 pierś z kurczaka
4-5 pieczarek
1 cebula
butelka mleka
jajka
mąka
olej
tarty ser
Przyprawy:
curry
słodka/ostra papryka
oregano
sos sojowy
dodatki losowe :)
zostało mi trochę pomidorów suszonych w słoiku i wykorzystałam olej z zalewy z pestkami z dyni
Najpierw robimy kurczaka! Tak jak szła kiedyś jedna piosenka "druga zwrotka, bo zawsze chciałem zacząć od środka". Pierś kroimy w drobne kawałki. Do miski i zalewamy olejem oraz posypujemy w takich proporcjach: 2 łyżeczki curry : 1 łyżeczki papryki : 1 łyżeczka oregano. Mieszamy wszystko i zostawiamy na trochę.
Najpierw smażymy kurczaka bez tłuszczu ze względu na dodany wcześniej olej i teflon na patelni:P potem jak mięso troszkę się przysmaży dodajemy olej z pomidorów i pokrojone drobno pieczarki, paprykę i cebule (ale nie całą!!). Całość smażymy podlewając sosem sojowym. Jednak nie można go dodać za dużo bo jest dość słony. Gdy kurczak usmaży się to mamy już gotowy środek i nadchodzi czas na ciasto :)
Cóż co do ciasta na pewno tu "wytrawne" kucharki będą miały miliony zastrzeżeń, ale ja mam swoją prostą metodę z której wychodzi 6 cieniutki naleśników.
Proporcje są dość proste, bo idą zgodnie z zasadą 1:1:2 + / -
Do dużej miski wsypujemy szklankę mąki, szklankę mleka i dwa jajka. Plus minus tyczy się mąki i mleka, ponieważ możemy zagęszczać lub rozrzedzać ciasto. Do smażenia mam specjalną patelnię do naleśników, więc nie używam tłuszczu. Zabawa jest jedynie przy obracaniu ciasta, ale to można wyćwiczyć.
Po wysmażeniu naleśników pozostaje nałożyć farsz do środka i posypać je po wierzchu tartym serem i zjeść.
Taki prosty i szybki przepis dla wszystkich "niegotujących", ale "jedzących" :)
piątek, 31 lipca 2015
sobota, 25 lipca 2015
Magiczna doniczka
Zwykłych doniczek jest wiele. Najtańszą można już kupić za 0,99gr. Właśnie dlatego nie uznaję trzymania kwiatów w plastikowych doniczkach, chyba że stanowią wkłady do doniczek. Moja doniczka wraz z podstawką kosztowała około 4zł, ponieważ jest ceramiczna. Do dekoracji wybrałam papier ryżowy z Pierrotem. Nie jest to Arlekin, ponieważ ten ma czarną maske i jest wesołą postacią. Pierrot jest smutasem, ale też romantykiem. Można go poznać po białej masce i stroju. Ma przyszyte wielkie czarne guziki i zawsze jest nie w humorze. Jest postacią z włoskiej Commedia dell’arte. Jest to komedia ludowa w której wszystko musiało się opierać na pantomimie. Występowali w nim historioni czyli wędrowni aktorzy. Innymi maskami poważnymi oprócz Pierrota są Kolumbina, młodzież rzymska oraz Cantarina.
poniedziałek, 20 lipca 2015
Ma być TARDIS!!!
Tardis, tardis, a co to niby jest ten tardis? Tym razem w zamówieniu był TARDIS z Baymaxem. No cóż różne są rzeczy na świecie, nawet takie, które się fizjologom nie śniły. Tardis-Time And Relative Dimension(s) In Space, czyli statek kosmiczny.
Tak wynika z definicji, a co to jest tak dla zwykłego człowieka? Budka telefoniczna, niebieska, która stanowiła kiedyś pierwotną wersję 112. Nie każdy miał w domu luksus telefonu. Pojawiły się one w Wielkiej Brytanii w roku 1920 i służyły do stałej łączności z centralą policyjną.
Dzisiaj TARDIS to statek kosmiczny Doktora Who, bohatera serialu o tym samym tytule. Serial trwa od 1963 roku, w 1989 został zawieszony, a wrócił na antenę BBC dopiero w 2005 roku. Ze względu na przerwę nie mogę powiedzieć, że jest stary jak mój ojciec :( Jest to serial wyzwanie, ponieważ ma aż 800 odcinków. Tytułowy bohater podróżuje swoim TARDIS'em w czasie, ratuje świat i pomaga ludziom. Zabiera czasem towarzyszy. O tyle wzbogaciła się moja wiedza na temat oferty serialowej BBC, ale jeszcze bardziej na temat komunikacji w dawnych czasach.
Police Call Box to relikt dawnych czasów, który jest obecny w kulturze popularnej od lat, swego czasu BBC procesowało się z brytyjską policją o prawo do wyłączności używania symbolu niebieskiej budki. To tak jakby np. Polsat procesował się z polską policją o prawo do niebieskiego poloneza :) Wracając do samego TARDIS'u otóż on żyje , bo nie jest hodowany. Czasem decyduje wbrew woli Doktora, gdzie trafią.
Baymax to natomiast wielka, pianka, dmuchanka? Postać z filmu Wielka Szóstka, trochę śmieszna i niezdarna.
Tak wynika z definicji, a co to jest tak dla zwykłego człowieka? Budka telefoniczna, niebieska, która stanowiła kiedyś pierwotną wersję 112. Nie każdy miał w domu luksus telefonu. Pojawiły się one w Wielkiej Brytanii w roku 1920 i służyły do stałej łączności z centralą policyjną.
Dzisiaj TARDIS to statek kosmiczny Doktora Who, bohatera serialu o tym samym tytule. Serial trwa od 1963 roku, w 1989 został zawieszony, a wrócił na antenę BBC dopiero w 2005 roku. Ze względu na przerwę nie mogę powiedzieć, że jest stary jak mój ojciec :( Jest to serial wyzwanie, ponieważ ma aż 800 odcinków. Tytułowy bohater podróżuje swoim TARDIS'em w czasie, ratuje świat i pomaga ludziom. Zabiera czasem towarzyszy. O tyle wzbogaciła się moja wiedza na temat oferty serialowej BBC, ale jeszcze bardziej na temat komunikacji w dawnych czasach.
Police Call Box to relikt dawnych czasów, który jest obecny w kulturze popularnej od lat, swego czasu BBC procesowało się z brytyjską policją o prawo do wyłączności używania symbolu niebieskiej budki. To tak jakby np. Polsat procesował się z polską policją o prawo do niebieskiego poloneza :) Wracając do samego TARDIS'u otóż on żyje , bo nie jest hodowany. Czasem decyduje wbrew woli Doktora, gdzie trafią.
Baymax to natomiast wielka, pianka, dmuchanka? Postać z filmu Wielka Szóstka, trochę śmieszna i niezdarna.
sobota, 18 lipca 2015
Pocztówkowa
Pierwsza pocztówka została stworzona 1 października 1869 roku. Nic specjalnego, zwykła karta pocztowa z Cesarstwa Austro-Węgier. Na początku był tylko herb inny dla części Austriackiej, a inny dla części Węgierskiej. Przez lata forma pocztówki ulegała zmianie, by w pierwszej połowie 1872 roku dosć do obecnej formy, czyli z przodu fotografia lub obrazek, a z tyłu miejscem na adres i pozdrowienia lub groźby. W dzisiejszych czasach ostatnim tchnienim pocztówek jest postcrossing. Zabawa polega na wysyłaniu sobie widokówek przez osoby z innych krajów a nawet kontynentów w celach kolekcjonerskich. Mam ochotę się kiedyś w to pobawić, ale zawsze jest ryzyko, że komuś nie spodoba się pocztówka i mi nie odpisze :)
By wziąć udział w postcorssingu należy wcześniej zarejestrować się na stronie. Jest kilka takich witryn miedzy innymi Interpals, Penpals czy Postcrossing. Najwięcej osób zaangażowanych w tą akcję pochodzi z Rosji, jednak jest to także rozpowszechnione w krajach azjatyckich. Według statystyk w ramach tego projektu na świecie zostało wysłanych około 20 milionów pocztówek.
Twórcą i pomysłodawcą serwisu jest Paulo Magalhães. Jego hobby to deltiologia, zwana także filokartystyką, czyli po prostu zbieranie pocztówek :) Jednak to nie on jest rekordzistą. Według Księgi Rekordów Guinnessa największą kolekcję na świecie posiada mieszkaniec Wielkiej Brytanii Mario Morby. W jego zbiorach jest aż 1 000 265 sztuk. W Wielkiej Brytanii znajduje się jeszcze jedna imponująca kolekcja pocztówek, jednak o tematyce dość dyskusyjnej. Edward Wharton-Tigar przez całe swoje życie zbierała pocztówki reklamujące papierosy.
Aktualnie postcrossing jest wypierany przez bookcrossing czyli wymienianie się książkami. Tu też jest szansa dla pocztówek, ponieważ mogą być one świetnymi zakładkami. Najlepsze do tego są widokówki. Warto zaznaczyć, że nie każda kartka pocztowa to widokówka. Mamy także kartki okolicznościowe i karty korespondencyjne. Ta ostatnia to skarb dla krzyżówkowiczów, ponieważ za ich pomocą wysyła się najczęściej kupony i rozwiązania krzyżówek.
Aktualnie dobra widokówka ma wielu konkurentów. Już nikt nie jest zainteresowany zwykłymi składankami z kilkoma zabytkami z danego miasta. Każdy z nas ma aparat i może sam sobie stworzyć "dzieło sztuki". Trzeba sporo kreatywności i sprytu :)
Jak dla mnie najlepszą i najpiękniejszą piosenką z motywem pocztówki jest oczywiście Green Day "Last Night on Earth", którą Billie Joe napisał dla swojej żony.
I text a postcard, sent to you
Did it go through?
Sending all my love to you.
You are the moonlight of my life every night
By wziąć udział w postcorssingu należy wcześniej zarejestrować się na stronie. Jest kilka takich witryn miedzy innymi Interpals, Penpals czy Postcrossing. Najwięcej osób zaangażowanych w tą akcję pochodzi z Rosji, jednak jest to także rozpowszechnione w krajach azjatyckich. Według statystyk w ramach tego projektu na świecie zostało wysłanych około 20 milionów pocztówek.
Twórcą i pomysłodawcą serwisu jest Paulo Magalhães. Jego hobby to deltiologia, zwana także filokartystyką, czyli po prostu zbieranie pocztówek :) Jednak to nie on jest rekordzistą. Według Księgi Rekordów Guinnessa największą kolekcję na świecie posiada mieszkaniec Wielkiej Brytanii Mario Morby. W jego zbiorach jest aż 1 000 265 sztuk. W Wielkiej Brytanii znajduje się jeszcze jedna imponująca kolekcja pocztówek, jednak o tematyce dość dyskusyjnej. Edward Wharton-Tigar przez całe swoje życie zbierała pocztówki reklamujące papierosy.
Aktualnie postcrossing jest wypierany przez bookcrossing czyli wymienianie się książkami. Tu też jest szansa dla pocztówek, ponieważ mogą być one świetnymi zakładkami. Najlepsze do tego są widokówki. Warto zaznaczyć, że nie każda kartka pocztowa to widokówka. Mamy także kartki okolicznościowe i karty korespondencyjne. Ta ostatnia to skarb dla krzyżówkowiczów, ponieważ za ich pomocą wysyła się najczęściej kupony i rozwiązania krzyżówek.
Aktualnie dobra widokówka ma wielu konkurentów. Już nikt nie jest zainteresowany zwykłymi składankami z kilkoma zabytkami z danego miasta. Każdy z nas ma aparat i może sam sobie stworzyć "dzieło sztuki". Trzeba sporo kreatywności i sprytu :)
Jak dla mnie najlepszą i najpiękniejszą piosenką z motywem pocztówki jest oczywiście Green Day "Last Night on Earth", którą Billie Joe napisał dla swojej żony.
I text a postcard, sent to you
Did it go through?
Sending all my love to you.
You are the moonlight of my life every night
czwartek, 16 lipca 2015
Książka którą czytałam 3 lata...
Tytuł: "A jeśli ciernie"
Autor: Virginia C. Andrews
Oprawa: miękka
Oprawa: miękka
ilość stron: 432
wydawca: Świat Książki
Co się kończy, coś zaczyna. Większej bzdury w życiu nie słyszałam. Co w
takim razie z "Niekończącą nie opowieścią"? To tylko przebój lat 90'?
Chwila, chyba 80'? W każdym razie w tej epoce jak kolwiek groteskowo brzmi te
określenie, pisała Virginia C. Andrews. Recenzowałam już jej książkę
"Kwiaty na poddaszu". Głupia dałam się wmanewrować potem w drugi tom
sagi, a końcowo także w trzeci, który czytałam 3 lata.
Nie, dlatego, że książka jest słaba, czy nudna. Po prostu każdy z nas ma coś,
czego nie może dokończyć. W dzieciństwie są to dwie zmory "chodź
jeść" i "Idź spać", kiedy się dorasta są to "zrób
tamto" oraz "idź tam". Jednak rzeczy należy kończyć! Tak
oto tydzień temu w ramach dokończania różnych rzeczy postanowiłam doczytać ten
tom.
"A jeśli ciernie" to kontynuacja sagi rodziny Dollangangerów. Tak
samo dziwaczna i skomplikowana jak poprzednie, ale i tak da się wejść w każdym
momencie. Tym razem mamy dwóch narratorów są to synowie Cathy, którą łączy kazirodczą
miłość z bratem. W poprzednim tomie przyszli na świat. Każdy z nich ma innego
ojca. Rodzeństwo wychowuje dwóch chłopców. Zakochanego w tańcu Jorego oraz mrocznego
Barta. Po czasie adoptują oni dziewczynkę o imieniu Cindy. Wszystko komplikuje
się, gdy do domu obok wprowadza się tajemnicza starsza kobieta, u której często
przesiaduje Bart. Ciężko się w tym połapać, jeżeli ktoś nie przeczytał tomu
drugiego, ale jeżeli zignorujemy ten wątek, można śledzić opowieść z
perspektywy dwóch narratorów, która dotyczy obecnych losów rodziny i obserwować
ich tok myślowy w czasie odkrywania jak naprawdę wyglądały losy ich rodziców
oraz kim jest tajemnicza sąsiadka. W tej części niestety zostały powielone
pewne motywy z poprzednich takie jak pożary, zamykanie i więzienie kogoś czy
choroby psychiczne. Czasami ma się wrażenie, ze gdzieś się to już czytało. Tak
samo nużące są powtórzenia wynikające z podwójnej narracji. Nie jest ona
pierwszoosobowa, stąd pojawia się pytanie: Czy dziecko na prawdę aż tak zwraca
uwagę na detale? W tej kwestii panuje lekki chaos. Książka staje się momentami
aż nieprawdopodobna, jednak nie ze względu na wątek kazirodczego związku, który
akurat dla mnie jest obrzydliwy, ale na niespotykaną siłę fizyczną bohaterów. W
końcowym fragmencie aż nieprawdopodobne jest to by kobieta, która kuleje dawała
radę wyciągnąć dużo cięższą osobę z płomieni. Adrenalina, czy nadludzka moc?
Językowo nie uważam się za specjalistkę tego kalibru bym oceniała powieść
pod tym względem. Powieść jest przyjemna w odbiorze, choć odrobinę
nieprawdopodobna. Książka kończy się w momencie, gdy umiera matka
Dollangangerów, a na ich synów po ukończeniu 25 roku życia czeka fortuna. Jest to wstęp do kolejnego tomu "Kto wiatr sieje…". Osobiście mam wrażenie, że pożogi, które spadły na tą rodzinę się nie kończą. kolejny dziwny aspekt dla mnie to z kolej łatwość wybaczania jaka towarzyszy bohaterom tej sagi. Więziłaś i chciałaś otruć? Będzie wybaczone! Czy przeczytam kolejny tom? Na razie nie mam takich planów, bo nawet nie wiem skąd mogłabym go zdobyć, ponieważ aktualnie nie ma go w Empiku. Czy chciałabym? Oczywiście, że tak, ponieważ jeżeli już raz "wdepnęłam" w sagę to ciężko z niej wyjść. Przeraża mnie jedynie to, że V. C. Andrews ma na swoim koncie jeszcze kilka sag. Jedyne co w tej chwili mogę stwierdzić to fakt, że jest to kolejna dobra książka na plaże i mogę ją spokojnie polecić każdemu, bo czyta się łatwo i szybko i przynajmniej toczy się wartko akcja.
niedziela, 12 lipca 2015
Jak zostać licencjatem?
Gdyby blog był promotorem... Nawet nie chce o tym myśleć. Pani Emilio ma coś Pani dla mnie? No właśnie...
Tak to się stało, tak jestem już licencjatem mikrobiologii. Mimo wielu przygód to się stało. Co teraz magisterka na pewno. Obecnie mamy modę na "niestudiowanie", która jak zauważyłam bardzo spodobała się osobą, które jakoś specjalnie nigdy nie wykazywały zainteresowania nauką. Już czekam na te wielkie firmy, które założą. Nie jestem w tym momencie wredna, ani czepialska, ale wiem jaki procent "antystudiujących", co zrobi, bo ma ku temu podstawy, a jaki po prostu po LO został w domu i dorabia ideologię ;) Cóż wracając do bloga, trochę sobie poleżał i po odpoczywał. W miedzy czasie ja uczyłam się 90 zagadnień do licencjatu, nawet zrobiłam sobie z tego taki podręcznik. Byłam na juwenaliach i zostałam elfem oraz śpiewałam z Varius Manx piosenkę z "Młodych Wików" (nie ze sceny spod sceny, taki szczegół). Ogólnie to nie jest tak, że gdy się studiuje to trzeba albo 24h na dobę być przy książkach, albo 24h na dobę być pijanym, a takie mamy w tej chwili stereotypy o studentach. Tak jak nic nie jest albo czarne, albo białe, tak nie każdy pijak to złodziej i nie każdy student jest taki sam ;). Co prawda mówią "spieszmy się kochać studentów pierwszego roku, tak szybko odchodzą", ale po tym "odejściu" zostaje tak mało studentów, ze prognozy o tym, że kazdy "prywaciarz" będzie magistrem są nad wyraz przesadzone. U mnie obroniło nas się mniej niż 20. W tej chwili celuję z łuku w magisterkę, a potem byle do przodu :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)