niedziela, 4 grudnia 2011

Kto się na mnie gapi z muru? Kto mi coś podaje?

I see you!
Znowu wracam do początku, czyli graffiti i sztuki ulicznej. Według mojej genialnej teorii ewolucyjnej (tak mam aspiracje na bycie osobą, która odkryje skąd pochodzi człowiek) najpierw było graffiti, czy raczej wandalizm jak nazywają to ignoranci. Jak nazwać spontaniczne malunki na ścianach jaskini w Lascaux? Rysować po ścianie swojej chałupy to też wandalizm. Teraz to dopiero będę mądra, bo mam książką o polskim graffiti.  Na mieście spotkałam kilka bazgrołów, która zamąciły mi w głowie. Zbierane z różnych ulic. Jedne z Fabrycznej, część z Sienkiewicza, a zielony ludek z ulicy Ogrodowej pochodzi. Wykonane są w różnych stylach. Podobna "Dziewczyna z perłą" znajduje się koło mojego domu, ale tradycyjnie zapominam, bądź nie chce mi się ruszyć. Do końca życia chyba uda mi się ogarnąć chociaż cześć graffiti z Zielonej Góry, może nawet z większej ilości miast, na razie ogarnęłam vlepki ze Świnoujścia, a to już coś. Może ktoś zarzuci mi, że namawiam innych do wandalizmu, ale ja osobiście wolę taki "wandalizm" niż np. plakaty wyborcze, poza tym miasto to przestrzeń aktywna, więc nie można obywatelom wyrażać siebie i swych poglądów. z całego street artu nie jestem entuzjastką tylko tagów, bo w sumie są najłatwiejsze do namalowania i szczerze mówiąc dość prymitywne. Takie zwyczajnie zaznaczanie swojej obecności. "Byłam tu KIMI", raczej nigdzie tak nie nabazgrolę, nawet w szkole, gdy już zdarza mi się rysować po stole (święta nie jestem, ale zawsze ołówkiem, zresztą przeważnie je zmazuję) to nigdy nie wpisuję ani swojego pseudonimu, ani imienia, bo po co. Co to da? Każdy, kto chce może sobie ustalić mój plan lekcji (wystarczy trochę sprytu) i wie, gdzie bywam. Pomysłodawca tagów TAKI 183 mógł na prawdę zaimponować swoją wszędobylskością, ponieważ był chłopcem na posyłki i Nowy Jork nie miał przed nim tajemnic. Moich tagów raczej by nikt nie zauważył, bo oprócz drogi z domu do szkoły i z domu do ogniska musiała bym otagować wszystkie ruiny i zapomniane ulice, a tam raczej mało kto chadza.    
I na koniec wywodu twórczego, oprócz tagów w wyznaczonym do tego miejscu,  piosenka, a nawet dwie. Pierwsza od zespołu, który zaprosił mnie do znajomych na youtube, a druga z płyty kupionej w Kopenhadze. Jak to mówią na wyspach i za oceanem : Enjoy!
Diet Kong -Beautiful Blackout 
Royksopp Tricky Tricky





    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz