Jako osoba niegotująca a jedząca, stwierdziłam, że skorzystam i zapiszę się na wspólne gotowanie, a tak na zasadzie łamania zasad. Trafiło na wieczór z kuchnią chińską prowadzony przez Candy z Hong Kongu. Chińszczyzna kojarzyła mi się jak większości Polakom z ryżem i zupkami z kubka, więc trzeba było to zmienić w moim umyśle :)
Do wieczory gotującego w Balvini namówiła mnie informacja o dobrym winie, z racji pochodzenia wino ważna rzecz:) Tak oto kobieta niegotująca trafiła na taką imprezę, która dzięki Boziu nie okazała się zlotem fanów gotowania. Sama prowadząca Candy opowiedziała troche o Hong- Kongu i samej kuchni. Cóż chiński podział pór dnia pasuje mi jak znalazł bo je się także posiłek po 21, a ja wymontowałam kiedyś światełko w lodowce, by nie odwiedzać ją tak często. Mimo jednego bardzo późnego posiłku na chińskiej kuchni dało by się utrzymac wagę , a nawet schudnać, bo jest ona pełna warzyw i dość lekko strawna, poza tym porcje jedzone pałeczkami je się dłużej :)
Co takiego jadłam? Na początek zupa z papają. Pierwsze wrażenie :rosół! Pytaliśmy Candy czy jadła nasz rosół i widzi podobieństwo jak dla niej nic tych zup nie łączyło. Jak dla mnie to nie moje smaki, bo mimo iż wywar jest bardzo aromatyczny za sprawą sosu sojowego i sosu sezamowego to jednak wyobrażałam sobie, że to będzie krem z papai. Nie tylko ja miałam inne wyobrażenie o tej zupie , ale wraz z innymi gośćmi doszliśmy do wniosku, że wynika to z faktu, że w Polsce zwykliśmy wszystko co orientalne określać jako chińskiej, a jedna takie kremy jednak nie są zbyt związane z tym krajem. Także kuchnia chińska ma wpływy Brytyjskie, a ja wyraźnie widzę polskie i zupa z papai to dla mnie rosół :) Sama Candy mówiła, że zrobiła tą zupę idealnie tak jak robi ją jej mama. Podobno smak zupy zmienia się wraz z porami roku i dojrzałością papai.
Kolejne danie było już czymś co znam i jest dla mnie 100% made in China, a mianowicie smażony ryż z kurczakiem. Wyzwaniem było jednak zjedzenie tego. Candy uczyła jak należy prawidłowo trzymać pałeczki i jak nimi jesć, cóż nom jednak w paszporcie mam pochodzenie polskie i to wychodzi ze mnie, ponieważ szło na początku trochę opornie, ale walczyłam prawie do końca, dopiero na koniec poddałam się i sięgnęłam po widelec.
Kto nie dał by rady? Że niby ja :P Danie oceniam jako bardzo dobre, a zadziwiło mnie w nim to, że było z jajecznicą smażoną w woku. Woka mam własnego, zbierało się naklejki w tesco kiedyś, więc cóż mnie powstrzymuje :)
Zadałam po angielsku pytanie Candy na temat tego co z naszych potraw chciała by pokazać swojej rodzinie jak wróci. Tradycyjnie pierożki :) Chińczycy również jadają coś na ich kształt i też jada się to danie pałeczkami. Jak dla mnie te pierożki zagięły czasoprzestrzeń i były na prawdę pyszne.
Na koniec deser, słodkie kulki z nadzieniem orzechowym. Cóż polski deser to zwykle jakiś sernik, a tu coś całkiem odmiennego nie taki kawiarniany deser. Tylko totalny kosmos :) Wydaje się proste, więc jak tylko otrzymam obiecaną książkę z przepisami na maila to na pewno to wypróbuję.
oj tata z chińszczyzny to kocha "paprykarz szczeciński" a co przecież jest z ryżem. Poważnie to super sprawa taki wieczór kulinarny=)
OdpowiedzUsuń