"Jutro znowu będzie pomidorowa, zrobiona z rosołu z wczoraj!" Nie, nie tym razem! :) Z pomidorów da się uzyskać na prawdę wiele, nawet z tych przejrzałych. Pora zatem na zrobienie z nich ketchupu, czy jak kto woli "keczupu" czy "keczapu". Ten sos, z którym podobno nawet najbardziej "skiepszczone" jedzenie smakuje lepiej, pochodzi nie z USA a z Chin. Słowa "kôe-chiap" w jednym z chińskich dialektów oznaczają zaprawę do ryb, więc w pradawnym keczupie znajdowały się nie tylko pomidory, ocet czy seler, ale także sardynki.
Ketchup do Europy sprowadził Henry J. Heinz i to z jego nazwiskiem dziś kojarzony jest aktualnie ten produkt. W Polsce prym wiedzie nieśmiertelny "Keczup z Włocławka", któremu ostatnio groziło wyginięcie z powodu decyzji Agros-Nova o przeniesieniu produkcji do Łowicza. Jednak ta bajka nie kończy się źle, ponieważ co prawda pod nową nazwą, ale ketchup "legenda wycieczek i kolonii" istnieje nadal.
Jak więc zrobić to cudo?
Na początek składniki:
2,9 kg pomidorów
pół selera
jeden por
dwie małe cebule
jedna ostra papryczka
4,5 łyżki cukru (wymieszałam biały i brązowy)
niecała szklanka octu (1/4 szklanki białego, reszta balsamiczny)
pieprz
paczka czerwonej ostrej papryki
pół paczki słodkiej papryki
sól i dowolne przyprawy
Na początek baaardzo dużo krojenia, trzeba było zatrudnić pomocnika.
Wszystko należy pokroić w drobną kostkę i dusić w bardzo małej ilości wody! Na prawie 5 kg warzyw potrzebny jest solidny garnek. Na początek wszystko należy po prostu rozgotować.
Po rozgotowaniu wszystkiego na małym ogniu czas na przecieranie i otrzymanie półproduktu w postaci przecieru. Robimy to ręcznie. Blender jest tu zabroniony! Wśród warzyw znajdują się odpady takie jak gniazda nasienne, pestki czy nie rozgotowany seler, a to nie powinno się znaleźć w ketchupie! Blogi, które podają blendowanie po prostu idą na łatwiznę. Czy i jak przecierać? Przez sitko za pomocą tłuczka i siły mięśni :)
Do otrzymanego przecieru należy dodać cukier i ocet. Teraz czas na długie gotowanie do momentu az otrzymamy gęsty sos, to także czas na dodanie przypraw.
Otrzymany ketchup przelewamy albo do słoiczków, albo do butelek. Uwaga nie będzie on taki gęsty jak te np. ze słoiczków, ponieważ do ich produkcji używa się wyparek, a tu mamy produkt "home made". Pojemniki powinny być wcześniej przygotowane, ponieważ następny etap to pasteryzacja.
O celu pasteryzacji pisałam już w poście o
dżemie z jabłek. Tym razem pasteryzujemy jednak nieco dłużej, bo 20 minut.
Podobnie jak poprzednio ketchup musi chwile postać do góry nogami. Będzie gęstniał jak troszkę po stoi, należy mu dać ostygnąć, bo to sos podawany na zimno. Jednak nie ma nic lepszego własny świeżutki ketchup z rana na śniadanie lub do pizzy. W niektórych przepisach pomija sie ocet, albo dodaje musztardę. Niby ok, ale to nie jest skład prawdziwego idealnego ketchupu.
Dla dbających o linię warto nadmienić, że ketchup to 111kcal na 100g. Dużo potasu i sodu i mało węglowodanów. Warto jednak zauważyć, ze mamy tu bardzo dużą podaż witaminy C, którą udało nam się uchronić w czasie przecierania.
Można robić przecier na zimno, ale gdy robimy to w momencie, gdy warzywa są jeszcze ciepłe to chronimy witamine C przed rozkładem przez askorbinazę.
Do tego takie przecieranie pozawala pozbyć się powietrza, które mogło by dodatkowo spowodować straty tej witaminy oraz betakarotenu i likopenu. Walczymy o te składniki, ponieważ są elementami bardzo istotnymi przy diecie antynowotworowej.
Podsumowując taki ketchup zadowoli wszystkich, można nim ukryć nieudane przygody kulinarne, wzbogacić dania popisowe, zaimponować bliskim, przestraszyć Heinz Company oraz oszukać się, że dodany do tłustych frytek doda im wartości odżywczej :)